Minęły już dwa miesiące przymusowego zamknięcia w domach, a to moje kolejne podeście do artykułu na ten temat. Chcę, żeby był mniej poradnikowy i informacyjny a bardziej osobisty. W ostatnim czasie wszyscy zmagamy się z nową rzeczywistością, więc nie chcę pisać o oczywistościach ani Was bardziej dobijać. Nie próbuję też być na siłę optymistyczna, bo powiedzmy sobie szczerze, ostatnie miesiące są najbardziej nietypowymi w naszym życiu. Oto kilka słów w eseju o tym, jak sobie radzę z zamknięciem w domu.
Pierwsze tygodnie
Powiem Wam szczerze, że jako osoba wysoce wrażliwa w pierwsze dni po wybuchu epidemii czułam się przerażona. Początkowo myślałam, że sobie nie radzę z zamknięciem w domu. Co godzinę odświeżałam dane Światowej Organizacji Zdrowia z liczbą chorych, zarażonych i zmarłych. Wpadłam w taką panikę, że całkowicie straciłam energię. Opanował mnie lęk i nie potrafiłam zebrać się z kanapy. Przez parę dni leżałam i oglądałam seriale. Nie mogłam nic robić ani na bloga ani na Instagrama. Mąż zabronił mi śledzić wiadomości z kraju i świata, bo nie dawałam sobie z nimi rady psychicznie.
Nie mówiłam Wam wcześniej o tym, ale od dawna zmagałam się z różnymi trudnościami, wątpliwościami związanymi z przyszłością i pracą, smutkiem. Od zeszłego lata tkwiłam w dołku. Celowo nie nazywam tego depresją, ale nie byłam sobą. Ten stan nadzwyczajny i światowa pandemia tylko mnie dobiły.
Odkąd zaczęłam intensywnie pracować po studiach, całkowicie zatraciłam się w biegu. Praca, dom, podróże, mało snu, planowanie na kilka lat do przodu. Wiele rzeczy szło mozolnie pod górkę i nawet nie miałam czasu zastanowić się, jak się z tym czuję. Nagle świat się zatrzymał, moją szkołę językową zamknięto, a ja musiałam przestawić się na nowy tryb pracy – lekcje online. Od dawna chciałam je tak prowadzić, ale bałam się spróbować. Zmierzyłam się z tym lękiem i teraz jestem bardzo zadowolona z takiego rozwiązania. Ogarnia mnie też wdzięczność, bo w przeciwieństwie do mojego męża, nie straciłam pracy, a wiem, że wiele osób zmaga się teraz z trudną sytuacją.
Nowe doświadczenia
Po dwóch, trzech tygodniach powoli zaczęłam powracać do sił. Pomogły mi w tym różne treningi, w tym z Olą, z którą ostatnio przeprowadziłam wywiad na bloga. Zauważyłam też, że już tak nie pędzę ze wszystkim, jestem uważniejsza i znowu mogę się skupić. Po przymusowym odpoczynku wróciła kreatywność. Mam chęć do tworzenia, pisania, pojawiły się nowe pomysły na przyszłość, aż sama za sobą nie nadążam.
Jak wszyscy przeżyłam fazę na pieczenie kwarantannowych hitów jak chlebek bananowy (potem zdrową wersję z fasoli, przez którą spaliłam blender), chałkę czy pizzę. Potem zauważyłam drastyczny wpływ tego pichcenia na moją figurę. W konsekwencji muszę teraz zadbać o moje ciało, skoro umysł miał czas na odpoczynek i rozwój.
Mam za sobą 30 dniowe wyzwanie jogowe z Adrienne. Przyznam, że jej sposób prowadzenia zajęć mnie denerwował, ale powoli przyzwyczaiłam się do niej. Podobał mi się luźny sposób prowadzenia i liczne warianty w zależności od stopnia zaawansowania. Po miesiącu ćwiczenia znowu czuję się rozciągnięta jak kiedyś a do tego bardziej skupiona!
Od złości do pogodzenia się
Przez ostatnie dwa miesiące siedzenia w domu przeżyłam wszystkie możliwe stany. Początkowe niedowierzanie, potem strach przed chorobą, tęsknota za rodziną, w efekcie wściekłość na utknięcie w domu, następnie obojętność i niechęć do opuszczania kanapy. Ostatecznie pogodziłam się z zastaną sytuacją. Pomogło mi w tym znalezienie własnych rytuałów.
Po miesiącach walki ze sobą (przecież nie jestem rannym ptaszkiem!) przestawiłam się na wcześniejsze wstawanie, przez co bardziej się wysypiam. Okazało się, że budzę się sama codziennie o 7-8. Już nie mam problemów ze wstaniem z łóżka, z czym zmagałam się od dawna. Dbam o to, żeby ładnie wyglądać, gdy pracuję. Noszę jasne ubrania, eleganckie spodnie. Codziennie robię makijaż na popołudniowe zajęcia online. Lepiej planuję z mężem posiłki, więc mniej podjadam. Póki co nie widzę rezultatów po wadze (no i boję się zważyć), ale w środku czuję, że mi lepiej.
Produktywność na wysokich obrotach
Nie obijam się i nie mam też zamiaru udawać, że nic nie robię. Pracuję dużo, nawet za dużo. Skupiam się na budowaniu marki, poznaję Was lepiej, tworzę nowe produkty, które prawdopodobnie kiedyś do Was trafią. Podobno kwarantanna to nie wyścig produktywności, ale nie będę siedzieć z założonymi rękoma, skoro miałam czas na zastanowienie się i w końcu wiem, czego chcę! Napisałam ebooka o mówieniu po włosku, wydałam go i jestem z siebie naprawdę dumna.
Nie czuj się źle, jeśli na kwarantannie zwolniłaś albo nic się nie udało. Sama zwolniłam trochę z nauką języków. Mam duży kontakt z hiszpańskim przez znajomych i seriale, ale z francuskim póki co musiałam zrobić sobie przerwę. Nie denerwuję się na siebie za to – nie można działać na 100% we wszystkich dziedzinach życia. Czasem trzeba odpocząć, złapać oddech. To właśnie wtedy przychodzą najlepsze pomysły.
Oto jak sobie radzę z zamknięciem w domu. A jak sytuacja wygląda u Ciebie?
Photo by Emma Matthews Digital Content Production on Unsplash