Nie odzywałam się do Was przez jakiś czas, bo całą energię kumuluję na pisanie magisterki. Znalazłam chwilę na napisanie nowego posta i mam dla Was mój subiektywny przewodnik. Wenecja w 3 dni – czy to możliwe, żeby wszystko zwiedzić? Postaram się Wam pokazać, jak najlepiej wykorzystać czas w tym wyjątkowym mieście. Poprowadzę Was moimi ścieżkami, oby wprawiły Was w taki zachwyt jak mnie!
Zwiedzanie – dzień 1.
Lot
Lecieliśmy Lotem z Warszawy do lotniska Marco Polo, potem korzystaliśmy z autobusów linii ATVO, żeby dostać się do Wenecji. Więcej o transferze znajdziecie w poprzednim wpisie. Dojechaliśmy około 12 na Piazzale Roma, skąd pieszo zmierzaliśmy w stronę Ponte Rialto, gdzie o 14 odbieraliśmy nasz apartament. To był świetny sposób, żeby poznać się trochę z miastem.
Antico Panificio
Czekając na spotkanie z gospodarzem naszego mieszkania, zatrzymaliśmy się na obiad w Antico Panificio. Obsłużył nas Włoch, który mówił pięknie po polsku i uwielbiał szarlotkę. Polecamy tam pizzę, którą z apetytem zjedliśmy na dworzu. Lokal znajduje się w jednej z bocznych uliczek od mostu Rialto. Byliśmy tak głodni, że nawet nie zrobiliśmy zdjęć pierwszej włoskiej pizzy na tym wyjeździe 😀
Ponte di Rialto
Po odebraniu kluczy do Venice Home Apartments, wybraliśmy się na jeden z najsłynniejszych mostów w Wenecji. Znajdował się on 20 metrów od naszego mieszkania! Urzekł nas jego rozmiar i widok na Canale Grande. Wzdłuż kanału można usiąść i podziwiać Ponte di Rialto z licznych restauracji. Ostatniego dnia w jednej z nich zjedliśmy śniadanie – to niesamowite wspomnienie! Warto też wybrać się na pobliskie targi na Rialto Mercato z lokalnymi produktami.
Fondaco dei tedeschi
Liczyłam, że udając się do tego luksusowego domu towarowego, będę mogła podziwiać panoramę Wenecji z 360 stopni. Widziałam taras w relacjach wielu instagramerek i szłam tam z wielką nadzieją na odwiedzenie go. Okazało się jednak, że od jakiegoś czasu wizytę na dachu Fondaco dei tedeschi trzeba… zarezerwować. Zostawiam Wam link i radzę zajmować termin i godzinę z dużym wyprzedzeniem – na dachu może się znajdować max. 80 osób.
Piazza San Marco
Mimo że przejechaliśmy do Wenecji poza sezonem, trafiliśmy na wielkie tłumy na każdym kroku. Z trudem przedzieraliśmy się wąskimi uliczkami pośród sznurów wędrujących w tę i z powrotem. Najgorzej jednak było na Piazza San Marco. Tłumy, przepychające się wycieczki, osoby mierzące w przechodniów selfiestickami… Nie było mowy o tym, żeby wejść do bazyliki San Marco. Szkoda nam było krótkich chwil w mieście na stanie w gigantycznej kolejce. Po drodze zaszliśmy też na gelati, ale i one nie trafiły nam do gustu. Nie smakowały tak dobrze, jak w Rzymie!
Pierwszego wieczoru Wenecja mnie rozczarowała. Nie mogłam spokojnie podziwiać Ponte dei Sospiri ani spacerować wzdłuż Molo di San Marco. Moja miłość do niej narodziła się o świcie następnego dnia, ale o tym wkrótce.
Ponte dell’Accademia
Po zniesmaczeniu tłumami postanowiliśmy przejść w stronę Ponte dell’Accademia. Pozwoliliśmy sobie pobłądzić wśród bajkowych uliczek i trafiliśmy na mnóstwo małych placyków z restauracjami i barami. Włosi wymieszani z turystami spokojnie sączyli aperola, a słońce błyszczało na złoto w ich kieliszkach i nad ich głowami. Atmosfera prawdziwego dolce vita!
Na moście było już więcej osób, ale widok na Santa Maria della Salute i łódki pływające o zachodzie słońca wynagrodził niedogodności. Wtedy na moment zapomniałam o złym wrażeniu, jakie wywarła na mnie Wenecja.
Spacer wzdłuż Canale della Giudecca
Z racji, że pogoda była idealna na kontynuowanie spaceru, wybraliśmy się w głąb wyspy Dorsoduro. Doszliśmy na jej wybrzeże od strony kanału Giudecca i w spokoju przeszliśmy się Fondamente Zattere ai Gesuati i al Ponte Longo. Po drodze zaszliśmy do Conada, włoskiego marketu, po zapasy prosecco i innych miejscowych specjałów.
Ten spacer o zachodzie słońca i zapach morza pozostawił mi naprawdę miłe wspomnienia. Nie szliśmy wśród turystów, wokół byli głównie miejscowi, którzy relaksowali się w barach z widokiem na kanał.
Restauracja Da Sara
Spacerując od wyspy Dorsoduro do Santa Croce zgłodnieliśmy i trafiliśmy przypadkiem na świetną knajpkę. Była to restauracja Da Sara ukryta w ogrodzie, do której wchodziło się przez niepozorną furtkę widoczną poniżej:
W ogrodzie panowała wyluzowana atmosfera dżungli w środku miasta. Bardzo polecam ten lokal za jego klimat, przyzwoite ceny i dobre dania. Aperol Spritz kosztował 3 euro, a risotto z atramentem mątwy – 10 euro. O cenach do porównania pisałam Wam w poprzednim wpisie. Wokół nas siedzieli sami Włosi, co podkreśla fakt, że to nie typowo turystyczne miejsce z przeciętnym, drogim jedzeniem.
Farrini
Po kolacji przespacerowaliśmy się z powrotem w stronę domu zachodząc po pizzę Bufalę na wynos. Pizzerio-bar znajdował się praktycznie pod naszym domem. Pizza była całkiem dobra, chociaż jak na mój gust ciasto było zbyt wysokie i gąbczaste. Cena za kawałek to ok. 4 euro. Oprócz pizzy były tam też cornetti i inne słodkości, ale jak wiecie, takie specjały zjada się we Włoszech na śniadanie.
Po długim spacerze wróciliśmy padnięci. Spróbowaliśmy prosecco – jak zawsze bardzo nam smakowało – i udaliśmy się spać, bo kolejny dzień zaczynaliśmy bardzo rano. Nie pomagał fakt, że tej nocy przestawiano godzinę do przodu, tak jak w Polsce.
Mam dla Was zniżkę na -60 zł na dowolny wyjazd – sama korzystałam z linka od znajomej.
Za tydzień dokończę Wam mój subiektywny przewodnik. Wenecja w 3 dni to było moje wielkie marzenie, cieszę się, że tam się wybrałam i mam nadzieję, że zajrzycie do polecanych gastronomicznych miejsc.
Byliście już w Wenecji? Jakie są Wasze odczucia?
Przeczytałam cały wpis i się po prostu zachwyciłam. Widoki boskie, a przewodnik – rewelacja. Czekam na kolejne części przewodnika 🙂
Dziękuję, postaram się wkrótce napisać 😉